„Białkowo mi” czyli nauka techniki jazdy na nartach.

0
880

Hurrrra!!! Wreszcie sypnęło śniegiem! I od razu naszła mnie chęć na jeżdżenie na nartach. Ale na to muszę jeszcze trochę poczekać na razie pozostaje mi jedynie trochę powspominać

Ostatnio pisałam o tym jak w wieku 3 lat rozpoczęłam przygodę z nartami w szkółce dla dzieci.  Tym razem chcę opowiedzieć o tym jak rok później w wieku 4 lat pojechałam do pięknej narciarskiej miejscowości – Białki Tatrzańskiej – i tam pod okiem instruktora dalej szkoliłam swoje narciarskie umiejętności.

Białka Tatrzańska to urocza, niewielka wioska w położona w polskich górach Tatrach. Ale nie jej wielkość jest tu najważniejsza, a góry, które zostały przystosowane do tego żeby zjeżdżać po nich na nartach.  Jest bardzo dobrze zorganizowana – kupuje się jeden karnet (czyli taki bilet na narty) i można wjeżdżać z tym biletem różnymi wyciągami i zjeżdżać z różnych górek. Nie trzeba co chwilę kupować osobnego karnetu albo cały dzień jeździć tylko na jednej i tej samej górce. To byłoby w końcu trochę nudne aczkolwiek kiedyś rzeczywiście tak było.  Poza tym panuje tu cudowna góralska atmosfera. Mieszkańcy Białki to górale, mówią swoim góralskim językiem, mają piękne ludowe góralskie stroje i żywiołową góralską muzykę. To wszystko połączone ze zdrowym, mroźnym powietrzem, prószącym śniegiem albo świecącym słonkiem tworzy niesamowite wrażenie, jakbym się na jakiś czas przeniosła do innego świata – Góralandii .

Wracając do samych nart. W Białce nauczyłam się wjeżdżać na górę wyciągiem orczykowym, co wcale nie jest takie łatwe jak się może wydawać.  Przede wszystkim trzeba się dobrze ustawić i w odpowiednim momencie złapać rurkę z talerzykiem (tak zbudowany jest orczyk) i wsadzić ją sobie między nogi.  Zrobienie na raz tych wszystkich czynności wymaga dużej w prawy i przyznaję, że wiele upadków i siniaków zaliczyłam zanim mi się to udało. Na szczęście pan obsługujący wyciąg pomaga w tym dzieciom i można się tego nauczyć, co daje ogromną satysfakcję.

Zdjęcie 1

Zobacz tu jadę zadowolona na wyciągu, słonko pięknie świeci, a dookoła peeeełno ściegu J. Jednak samo wejście na wyciąg nie gwarantuje jeszcze, że dojedzie się na górę. Po drodze też nie raz zdarzyło mi się upaść. Wtedy trzeba puścić orczyk, szybko przesunąć się na bok, zjechać i znowu ustawić się w kolejce do orczyka. Oj tak, nie ma lekko, ale im więcej razy się próbuje tym lepiej to wychodzi.

Zdjęcie 2

Na górę wjechał także mój pan instruktor, który uczył mnie jak skręcać żeby bezpiecznie zjechać ze stoku.

Zdjęcie 3

Patrzyłam na pana instruktora i tak jak on podnosiłam do góry ręce.  Jak podnosiłam do góry prawą to nieświadomie naciskałam na prawą nogę i skręcałam w lewo, a jak podnosiłam lewą rękę to na odwrót, nieświadomie naciskałam na lewą nogę i skręcałam w prawo. Pan instruktor mi powiedział, że w ten sposób uczę się techniki jazdy czyli tego żebym to ja panowała nad nartami, a nie one nade mną.

Zdjęcie 4

A jak jechałam prosto to podnosiłam ręce do góry albo klaskałam. Ale prosto jedzie się tylko przez chwilkę i tylko po to żeby przygotować się do następnego skrętu.

Zdjęcie 5

Potem dotykałam ręką raz jednego raz drugiego kolana. I znowu wszystko po to żeby nacisnąć nogą na nartę i sprawić żeby ona skręciła. Skręcanie, skręcanie i jeszcze raz skręcanie to niezbędna umiejętność każdego narciarza.  Kilka dobrze wykonanych skrętów w prawo i lewo i jestem na dole. Udało się bez upadku, a i pan instruktor był zadowolony.

Ale z małych górek zjeżdżałam nie tylko nartach. Wielką frajdą były też zjazdy na jabłuszku

Natomiast moje zmęczone nóżki odpoczywały na pontonowej karuzeli, takiej samej jak rok temu w Austrii

Zdjęcie 7

Białkę Tatrzańską odwiedziłam także latem i chyba nie muszę dodawać, że wyglądała zupełnie inaczej, ale to już temat na osobną opowieść J.

P.S. W wolnej chwili zapraszam na mój blog na facebooku – Magiczny Świat oczami Martynki.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ